Winniefred |
Wysłany: Śro 19:50, 11 Mar 2009 Temat postu: |
|
Niezwykle udręczone psychicznie i zawiedzione ludźmi Curacao ma zaszczyt (za pośrednictwem Winniefred) przedstawić kolejne odcinki wytworu swojej chorej i wybujałej wyobraźni Pt. ,,Klozet”.
Co się zdarzyło w poprzednim odcinku?
- Miała miejsce nawałnica, która zmusiła Sarę do refleksji, w wyniku której pani doktor przybliżyła się do podjęcia pewnej decyzji.
- Wampir w przebraniu i wpływem etopiryny® wspominał stare dzieje.
- Linc próbował stworzyć normalną rodzinę.
- Prezydent USA ,,miał pomysła”.
- Kruszon bawił się z Alicją w kotka i myszkę
- W wyniku kilku telefonów, ,,odrobiny” pieniędzy i różnych ośrodków włądzy Michael dał się złapać. Tylko nie miał pojęcia, w co…
Odcinek 2
- Więc Saro, na czym polega twój problem?
- Zaczęłam brać kokę…
- Nie o ten konkretny problem mi chodziło, ale kontynuuj.
- Zaczęło się jak miałam 16 lat. Zmarła wtedy moja matka.
- Jak to odczułaś?
- A jak można odczuć śmierć matki?!
Rozmowa trwałą naprawdę długo. Ostatnią rzeczą, jaką Sara z niej pamiętała, było ostatnie zdanie usłyszane z ust psychologa.
- Od tamtej pory blokujesz w sobie emocje. Wyzwól je.
A potem nastała ciemność
***
No i film znowu mu się urwał. Pamiętał tylko, że go gdzieś wepchnęli. Małe, ciemne pomieszczenie, błysk światła i … zapach mchu. Czuł, że leży na czymś wilgotnym. Otworzył oczy. Zielono. Kręciło mu się w głowie. Podniósł się powoli, wszystko go bolało.
- Gdzie ja do cholery jestem?
Usiadł na mokrym mchu i podniósł wzrok. Zatkało go.
***
- Ale dlaczego ty mnie ciągle śledziłeś?!
- Żebyś nie wpadła w tarapaty…
- W tarapaty?! To ty żeś mnie w TO wpakował? Wielce mi ochrona!
- No… to już nieaktualne. To przez ciebie tu jestem?
- Przeze mnie?!
- Gdybym za tobą nie jechał, to by mnie tutaj nie było!
Takie właśnie wrzaski dochodziły z kuchni ładnego, aczkolwiek nieco zaniedbanego zameczku z około XVI wieku. A że były to krzyki w jakimś mało znanym, najwyraźniej słowiańskim języku, Scotfield nie był do końca pewien, czy chce wchodzić do tego pomieszczenia. Ale przecież w końcu musi się dowiedzieć, co tutaj, do jasnej cholery, robi. Zbliżył się do drzwi, uchylił je w miarę cicho, akurat w momencie, gdy spory kuchenny nóż wbił się w ich framugę. Spojrzenia trojga ludzi skupiły się na atrybucie rzeźnika.
- Dobry rzut. – Ocenił Kruszon.
- Celowałam w drzwi. – Odgryzła się Ala.
- Eee… Can you speak English? – zapytał się lekko osłupiały Michael.
- Oh … yes, of course.
(I tutaj, by ułatwić życie czytelnikom i autorowi, posługiwać się będziemy naszym rodzimym language).
Nastąpiła wymiana zwrotów grzecznościowych, danych osobowych, najnowszych ploteczek o gwiazdach wszelakich, a w końcu Michael zapytał:
- Mieszkacie tutaj?
- My? Skąd. A tak właściwie, to gdzie jesteśmy?
***
- Zapamiętałeś? Powtórz.
- Po pierwsze: Nie mają uciec. Po drugie: Nie powinni się oddalać od miejsca przebywania. Po trzecie: wywalili mnie ze służby, bo za dużo wiem i chcieli się mnie pozbyć dlatego tam będę. Po czwarte …
- Dobra, pamiętasz. A teraz ostatnie, najważniejsze. Oni wszyscy muszą zginąć.
- Co?! Ale to… - nie zdążył dokończyć, bo padł nieprzytomny od ciosu w splot słoneczny (i co ta polopiryna może zrobić z wampirami? A co dopiero z ludźmi…).
- Zabierzcie mu broń, trochę jeszcze obszarpcie i … pożegnajcie kolegę, bo więcej już go ni zobaczycie.
Polecenia zostały wykonane sprawnie i szybko. W chwili, gdy ciało odziane w ciemny, lekko wymiętoszony garnitur, wrzucono do metalowej kabiny, szef oddziału znowu się odezwał.
- Dostałem kolejne rozkazy… może ktoś chce się pozbyć teściowej?
Rozległy się śmiechy.
- Musimy tam dorzucić kilkoro ludzi niezamieszkanych w nic, tak bez ładu i składu, żeby ta piątka się nie połapała o co chodzi.
- Czyli…
- Czyli twoja teściowa też może się znaleźć. Chodźcie, omówimy to przy piwie,
***
Dwóch zarośniętych mężczyzn z widłami w zaciśniętych dłoniach, niepewnie wpatrywało się w ledwo widoczny na horyzoncie zamek. |
|
Curacao |
Wysłany: Sob 10:48, 02 Sie 2008 Temat postu: |
|
Klozet
Była noc. Ciemna noc. Wiatr zawodził i wył. Dochodziła północ. Po nieboskłonie przetaczały się rydwany skłębionych chmur, ledwo widocznych pośród ulewnego deszczu zraszającego spragnioną diwodorku oksygenu, zeschłą i jałową ziemię. Jak tej nocy ktoś mógł w ogóle zasnąć? Na to pytanie nawet najstarsi górale nie znali odpowiedzi. A jednak większość ludzi z tej strefy czasowej spała w najlepsze. Czyżby ukołysało ich to zawodzenie wiatru, ten szmer wiecznej rozpaczy, melodia cierpienia?
A ona jednak czuwała.
Pośród tej zawieruchy znalazła spokój i zmusiła się do refleksji. Tyleż udręki przysporzyło jej życie! Nie potrafiła zatrzymać szczęścia, było ono ulotne niczym wilgotna mgła, która rankiem otuli pobliski zagajnik. Nie umiała nigdzie zagrzać miejsca, jej ostatnia praca zdawała się być idealną, a jednak… Nie spodziewała się, że w takich okolicznościach spotka tego jedynego. Ani że po tylu trudach uczucie, które ją tyle kosztowało, po prostu pryśnie.
***
Tą samą autostradą jechało dwóch mężczyzn. Gdy ich samochody mijały się, nie podejrzewali, że los splątał ich życiowe ścieżki. Ale już niedługo mieli się o tym przekonać. Pomimo pozorów, niewiele się różnili. Obaj bardzo wiele straci, ale też coś zyskali. Pierwszy zyskał cel, do którego będzie zdążać, nie zważając na nic. Cel, który go przerażał, ale i napełniał spokojem. Drugi, starszy, odnalazł sposób zapomnienia i odkupienia. Zrozumiał, jak zapomnieć o tym, co stracił i jak odkupić swe przewinienia. Młodszy spojrzał na siedzenie obok, na którym spoczywał pistolet i kwiatek. Czerwona, papierowa róża.
***
W tym samym czasie przez fale Atlantyku przebijał się statek pasażerski. Podróżni kończyli właśnie spożywanie kolacji i udawali się na spoczynek. Następnego ranka mieli zawinąć do portu w Nowym Jorku. Delikatna i smukła kobieta jednak wcale nie wyglądała na zadowoloną z podróży, Blondynka żwawo szła w kierunku dziobu statku. Miała dość wszystkiego i wszystkich. Nie mieli co z nią zrobić, czy co? Nie przestali przecież zajmować się sprawą zabójstwa jej stryja. O co więc, do cholery, chodzi? Czy o to, że ma dość do siebie po tym wszystkim? Może myśleli, że to nadwyrężyło jej psychikę…jej, psychologa policyjnego! No i jeszcze jej matka. Dostała list od swojej ciotki, dotyczący śmierci dawno nie widzianego, nieślubnego ojca. Trzeba było się zająć kilkoma sprawami, więc dlaczego nie połączyć obydwu spraw? Tak więc dała się wrobić w podróż do Stanów. Przynajmniej ojciec od siedmiu boleści przestanie się jej naprzykrzać, ostatnio ten najbogatszy człowiek w kraju śmiał ją odwiedzić w mieszkaniu. Tylko gdzie ma szukać tej ciotki swojej matki? Zaraz… jak to ona się nazywała? Nieważne, w aktach powinno być, jak nazywa się siostra jej dziadka, Terrence’a Stedmana.
***
- Mam nadzieję, że podoba ci się mieszkanie. – stwierdził mężczyzna z nadzieją w głosie.
- Jest śliczne – odpowiedziała kobieta. Nie czuć tego jednak po jej zachowaniu. Rozglądała się zagubiona po przedpokoju, w końcu ściągnęła cienki płaszcz i powiesiła go na wieszaku. Syknęła cicho z bólu. Lekarze ostrzegali, że może jeszcze trochę boleć.
- Wydawało mi się, że nie ma sensu szukać czegoś większego, skoro i tak za trzy tygodnie zabieram was do Stanów.
Uśmiechnęła się do niego. Jak to możliwe, że zakochał się jak dzieciak? Przecież wcześniej denerwowała go jej obecność, a teraz… Czy to możliwe, że w tak krótkim czasie zdołał pogodzić ze śmiercią Veronicy?
- Gdzie postawić to pudło, tato?
- Pod oknem LJ.
***
Chęć zemsty napędza. Dodaje sił i motywuje. Niemożliwe staje się wykonalnym. Poszukiwany zbieg przekracza granicę państwa? Gdzie tu problem, jakoś sobie poradzi. W końcu wyszedł cało z wielu opresji. Stop. Sprostowanie. ON wyszedł cało, ale za jaką cenę?
***
Siedziała przy oknie całą noc. Wichura już dawno ucichła, ptaki nieśmiało rozpoczynały poranny koncert. Przemyślała wiele spraw, a teraz znużony umysł zażądał odpoczynku. Odpłynęła więc w świat wspomnień. Do tej chwili, gdy pierwszy raz spotkały się ich spojrzenia, do pierwszego pocałunku i do kolejnych. Do chwil zwątpienia w niego i jego zamiary, do wspomnieć pełnych żalu i wyrzutów sumienia. Do trudnych decyzji i do chwili, kiedy zdawało się, że są już wolni i szczęśliwi. Wtedy zaczęło się kolejne piekło. Ale jakimś cudem z niego uciekła. Nie, po prostu ją wypuścili. I kiedy ujrzała JEGO na tamtym korytarzu Mike stał się tylko bolesnym epizodem. Sarę Tancredi doświadczyło życie i wiedziała już, jak walczyć. O siebie.
***
Nie wyciągnął nawet kluczy z zamka tylko od razu padł na łóżko. Nigdy nie podejrzewał, że człowiek może być tak zmęczony. Człowiek? Zdążył się już przyzwyczaić, minęło już przecież 6 lat. O tak, znalazł sobie dobre zajęcie. Nie pozwalało mu ono zatopić się w bolesnych wspomnieniach. Zanim doszło do tego strasznego zdarzenia, wielokrotnie nawiedzała go w koszmarach wizja jej śmierci. Lecz los wybrał o wiele bardziej groteskowe rozwiązanie. Jego ukochana, która uniknęła tyle razy śmierci z rąk demonów i stworzeń nocy, jego wspaniała pogromczyni tak zginęła? Ale któż się spodziewał, że z 13 piętra kamienicy, pod którą się umówili, spadnie to przeklęte kowadło! Gdyby tylko się nie spóźnił… Długo nie mógł dojść do siebie. Rzucił wszystko, czyli nic i wyjechał. Przypadkiem był świadkiem wypadku samochodowego. Próbował ratować jednego z kierowców, który wypadł ze zmasakrowanego samochodu. Nie udało mu się. Spojrzał na trupa, był podobny do niego. W kieszeni jego spodni znalazł dokumenty. Ryan Dickenson. Zaraz… chyba jego siostra, Gryzelda Rosalinda Ester Mayfair (po raz kolejny przeklął gust matki), wyszła za jakiegoś Dickensona. To nie były ważne, na jakiej podstawie mógł snuć takie przypuszczenia? Przecież siostrę widział ostatnio, przeliczył szybko, jakieś 320 lat temu; ile to pokoleń? Spojrzał jeszcze raz na dokumenty. Hmm… Szybko usunął ciało i przejrzał resztę papierów. Da sobie radę. Nowy Ryan Dickenson był gotów stawić czoła życiu. Rozkrwawił sobie ramię i rozciął skroń kawałkiem szyby z rozbitego samochodu i podszedł do drugiego kierowcy, który cicho pojękiwał. Wyciągnął go z samochodu i wezwał karetkę. Na szczęście znalazł sposób, by uodpornić się na światło dnia. Ryzykował tylko uzależnienie od Etopiryny poleconej przez jakąś Goździkową. Życie wampira naprawdę nie jest łatwe*.
***
Zaciągnął się papierosem. Jednostek pływających to on nie znosił, o nie. Na szczęście zaraz stanie na stałym lądzie i poczuje się lepiej. Był niewyspany. Musiał pilnować tej naiwnej smarkuli. Gdyby tylko to dziewczę wiedziało, w co dało się wciągnąć… ale kiedyś on też nie wiedział. Tej nocy po raz kolejny ją ostrzegł, na swój sposób, oczywiście. Znowu dała się podejść jak idiotka, a nie oficer policji. Bardzo uroczy oficer. Zamknął ją w schowku na środki na czystości, wyśmiał jej nieuwagę, radził nie wracać do Polski i odszedł, nie uświadomiwszy jej, że otwarł drzwi. Teraz będzie trudniej ją śledzić i chronić, był na obcym terenie. Musi być ostrożniejszy… na pewno znajdzie się tutaj ktoś chętny na te trzy miliony euro, które te sukinsyny wyznaczyły za jego głowę. Dobili do brzegu. Ustawił się w kolejce kilka metrów za nią. Skoro nie sprawili jej żadnych kłopotów przy kontroli paszportów i wiz, to jemu, Tomkowi Kruszyńskiemu**, też nie sprawią.
***
Steven Gravery, nowo prezydent USA zastanawiał się, jak rozwiązać pewien problem. Nic nie przychodziło mu do głowy, więc znużony włączył telewizor i zaczął skakać po kanałach. Wiadomości, kolejny sezon serialu komediowego, kolejna seria BigBrothera, program podróżniczy… Zaraz! Uśmiechnął się. Miał pomysł.
***
Ci federalni potrafią wszystko sknocić. Chociaż z drugiej strony dzięki idiocie nie popełnili poważnego błędu. Kartę przetargową lepiej zachować, albo nawet i dać złudne uczucie wolności i bezpieczeństwa. Cały czas ją obserwowali w tym podrzędnym motelu zagubionym pomiędzy lasami a autostradą stanową. Gretchen jeszcze raz spojrzała na papiery tego federalnego, który zakłócił im egzekucję. Ryan Dickenson. Uśmiechnęła się, przystojniak z niego, wszyscy ciemnowłosi faceci to przystojniaki, zerkając na Whistlera***.
***
Gdy się już wyspał, wstał i zamówił śniadanie do pokoju. Śledztwo było banalne, mógł więc wracać do Los Angeles. Musi jeszcze przestawić szefowi raport dotyczący porwania córki gubernatora, Nieważne, że ją wypuścili, musiał zgłosić tę sprawę. Nigdy nie zapomni tych przerażonych oczu wpatrzonych w siebie.
***
Kilku zaufanych funkcjonariuszy FBI ze zdziwieniem wpatrywało się w tajny rozkaz prezydenta. Jeśli plan wypali, będą mieć kłopot z głowy, a prezydent rozrywkę na każdy wieczór. Podzieli się w pary. W ciągu doby musieli znaleźć odpowiedni budynek, zainstalować ukryte kamery i mikrofony, zapewnić bezpieczeństwo, aż w końcu ,,skompletować listę”, zawierającą 15 pozycji. Bardzo ciekawych, a momentami zaskakujących pozycji.
- Kogo my tu mamy… Scotfield, Tancredi, Dickenson, Szymczyszyn, Kruszyńs…
- I nimi właśnie mamy się zająć na początku. – Przerwał dowódca. – Hmm… Trójce wydam rozkaz znaleźć i przywieźć dwójkę, czwórkę i piątkę, - zerknął do papierów. – Znajdziemy w Nowym Jorku.
- Ale co ci ostatni robią na tej liście?
- Może szpiedzy? - zażartował jego kolega.
- Nieważne, w każdym razie są powiązani z Caroline Reynolds.
- A nr 1?
- Może wezwać Eppesa? Przyda się nam jego brat****.
- Ale nie zaszkodzi też obstawić południowej granicy/
- ?
- Panama leży na południu, idioto.
- Z ‘tego’ miejsca nawet on nie ucieknie. – stwierdził mściwie szef i jeszcze raz zerknął na dopisek skreślony niezaprzeczalnie ręką prezydenta. ,,Niech się tam pozabijają”.
***
Bolała go głowa. Bardzo. Co się, do cholery, stało? Pamiętał, że kłopoty zaczęły się, jak zbliżał się do grani z USA. A potem… Film się urwał. Poczuł, że ma skute ręce. Samochód podskoczył na wyboistej drodze. Z trudem podniósł się z podłogi. W pojeździe było ciemno, czarna, nieprzezroczysta szyba zasłaniała mu przód auta i kierowcę. Sprawdził zamki, zablokowane. Z mroku nocy wyłoniło się słabo oświetlone miejsce. Co jest? Poczuł narastającą panikę. Czyżby miał go spotkać los podobny do Stedmana?
Ankieta --> <http://www.curacao.fora.pl/hyde-park,3/ankieta-klozetowa,45.html#267>
___
* - Piję do nr 1 z listy Florentynki Angel dał się zresocjalizować
** - Polski serial ,,Oficerowie", druga część po ,,Oficerze"
*** - Jawna aluzja do nowych postaci z 3 serii ,,Skazanego na śmierć"
**** - Czy ktoś rozpoznał, że chodzi tu o braci, bohaterów ,,Wzoru" ? |
|
Curacao |
Wysłany: Sob 10:31, 02 Sie 2008 Temat postu: Klozet |
|
Ladies and... ladies ?
W każdym razie... mam przyjemność zaproponować wszystkim użytkowniczkom tegoż forum nową rozrywkę. Zaszalejmy i stwórzmy groteskową telenowelę! Wszystko jest możliwe! Może się w niej pojawić każdy, od babi Czerwonego Kapturka, przez Michael'a Scotfielda, po byłego ministra edukacji. Pomysł niestety nie mój (http://www.mirriel.ota.pl/forum/viewtopic.php?f=2&t=3175)
Zasady:
1) Z każdym odcinkiem autor może wprowadzić 5 nowych postaci główniejszych (nie zaburzając oczywiście fabuły) i 3 poboczniejsze, czyli takie, które pojawią się tylko w tym jednym, jedynym odcinku (dostawca mleka itp.). Wyjątek stanowi 5 pierwszych odcinków, bo coś jakoś to trzeba rozkręcić Nie wymyślamy postaci główniejszych, tylko czerpiemy z dorobku literatury i kinematografii (i serialologii też). Polską scenę polityczną zaliczmy do seriali Autor powinien też podać odnośniki do bohaterów, by ułatwić pracę kolejnemu autorowi, który może zapytać się poprzedniego o nich, jeśli ich nie zna z serialu czy czego tam.
2) Piszemy w kolejności alfabetycznej. Dopóki KaBe nie zgłosi się na forum, jesteśmy znuszone ją pominąć. Czyli: Dżuliet -> Florentynka (->KaBe) -> Winniefred -> Dżuliet... Ewentualni nowi użytkownicy muszą zasygnalizować chęć współtworzenia Tasiemca, zostaną wtedy wciągnięci w odpowiednie miejsce na liście.
3) Długość jednego odcinka: minimum 2 strony w Wordzie, czcionka New Times Roman, rozmiar 14, maximum... powiedzmy 10 stron
4) Na zakończenie każdego odcinka autor poda od trzech do pięciu rozwiązań po czym rozpoczyna się głosowanie. Odbywało się ono będzie w oddzielnym temacie, który zostanie utworzony. Użytkownicy w rzeczonym temacie głosują na rozwiązanie, które odpowiada im najbardziej. (Autor odcinka ma 1 głos, reszta użytkowników 2; spowodowane jest to małą ilością użytkowników. Jeśli nasze grono powiększy się do minimum 10, każdy będzie mieć 1 głos). Po upływie doby następuje podliczenie głosów i wybranie najpopularniejszej opcji. Osoba następna na liście ma za zadanie dopisać kolejny fragment zgodnie z wybraną przez użytkowników opcją.
5) Autor kolejnego odcinka ma 3 dni na napisanie odcinka, choć może to zrobić wcześniej. Tak też radzę robić, gdyż te 3 dni obowiązują w wypadkach awaryjnych (net nie działa, ciotka przyjechała itp.)
6) Fantastyka, magia i takie tam dozwolone, wręcz nakazane. Choć bez przesady. Zachowajmy dobry smak Mam nadzieję, iż okażemy się godne naszych ocen z polskiego
Jako Administrator ustalam, co następuje:
Gatunek: Telenowela z elementami humoru i horroru, kryminału i absurdalnej groteski.
PS: A co do tytułu… Powiedzmy, że jest to napisanie ze słuchu pewnego angielskiego słówka, określającego fabułę |
|